- Idę
z Julie –odpowiedziałem a chłopak wytrzeszczył na mnie oczy. Jednakże wzruszył
ramionami i odwrócił się idąc sam w stronę klasy. Dziewczyna uśmiechnęła się
promiennie i zaczęła nerwowo przygryzać wargę. Zmarszczyłem brwi. –Tak, więc
Panno Julie byłabyś tak miła i poszła ze mną na zajęcia artystyczne? Po za tym
nie za bardzo wiem gdzie jest klasa i twoja pomoc byłaby w tej sytuacji
przydatna.
-
Oczywiście –uśmiechnęła się i szybkim truchtem zaczęła iść przed siebie nawet
nie zważając na to, że nie mogłem ją dogonić. Nagle stanęła i odwróciła się do
mnie. Jej piwne oczy patrzyły na mnie ze zdziwieniem. Przewróciła oczami i lewą
dłonią wskazała na drzwi klasy numer, 23 do której wchodziły dwie dziewczyny
śmiejąc się.
Wszedłem
do klasy. Była ogromna pełna sztalug mojego wzrostu a przy każdej było krzesło.
Każda sztaluga była odwrócona tak by zaglądając zza niej można było zobaczyć
biurko nauczycielki oraz telewizor i tablicę. Na tablicy było napisane „Dzieje
artystów mało znanych”. Usiadłem przy wolnej sztaludze z tyłu a Julie tuż obok
mnie. Pomału zaczęła się zbierać cała klasa a kiedy zabrzmiał dzwonek.
Nauczycielka wstała i włączyła rzutnik, z którego obraz opadł na białą tablicę.
Moim oczom ukazała dziewczyna o oczach głębokich, piwnych i włosach upiętych w
idealny kok. Patrzyła prosto na nas a ja już wiedziałem już od pierwszej
chwili, kim jest owa panna i kto ją na malował. Na chwile straciłem dech w
piersiach przypominając sobie o mojej uroczej Evangeline. Stała przed mną na
wyciągnięcie ręki. Znałem artystę, który ją namalował. Była to typowa
amatorszczyzna, bo była to moja amatorszczyzna. Nikt nie mógłby wychwycić
piękna Evy. Ubrana w idealnie dopasowaną suknię z błękitnego materiału o
nieznanej mi nazwie, z niskim dekoltem i krótkimi rękawkami, ale za to z
ciemniejszymi od sukni rękawiczkami do łokcia. Ledwie widzialnie otworzone usta
i ten rozkojarzony wzrok. Do tego te wiecznie zaróżowione policzki, lecz nie
czerwone, lecz różowe a nawet jeszcze bledsze jednakże ja wiedziałem, kiedy się
rumieniła. Nauczycielka wstała i kijkiem wskazała na obraz.
- Czy
ktoś mógłby mi powiedzieć, kogo to jest obraz? Jak się nazywa? I z którego jest
wieku? –miała głos niecierpiący sprzeciwu a widząc, że nikt nie rwie się do
odpowiedzi syknęła pod nosem. Wstałem nie pewnie, a wiele wzroków skupiło się
na mnie. –Tak panie Ronan? Mam nadzieje, że to będzie odpowiedź na tyle
wystarczająca bym mogła dać ci chodź czwórkę.
-
Obraz przedstawia Evangeline Smith, lecz ten obraz jest podpisany, jako
„Lazurowa panna” autorstwa mo… Jonathana Williama Greena, młodego Londyńczyka
żyjącego w drugiej połowie XIX wieku. Namalował go niecały miesiąc przed tym
jak wpadł pod powóz konny. Biedny chłopak –powiedziałem. Byłem tak blisko od
powiedzenia, iż obraz jest mój. Ale on jest mój! Był twój! Skarciłem się w myślach. Masz na imię John nie Jonathan. Zapamiętaj!
-
Bardzo dobrze jak na pana panie Ronan. –kobieta uśmiechnęła się, po czym
otworzyła dziennik. –Dziwię się, ale chyba będę musiała panu wpisać piątkę.
Chodź jakbyś John podał dokładny rok namalowania i technika to nawet i bym może
szóstkę wstawiła…
-
1967 rok 4 września. Namalowany został akrylem jednakże jak widać w niektórych
miejscach dał za dużo wody, przez co zrobiły się plamki, lecz nie na tyle duże
by można było je dostrzec na zdjęciu. Za pewne to też przez to, że trochę czasu
minęło. –powiedziałem. Nadal patrzyłam w piękne oczy Evangeline. Przygryzłem
wargę przypominając sobie smak jej ust oraz obietnicę, którą jej składałem a
której nie dotrzymałem. Nauczycielka poprosiła mnie o zajęcie miejsca a sama
wpisała mi celujący.
-
Nieźle –skwitowała Julie. Oczy jej zaiskrzyły. Musiała się prawdopodobnie tym
interesować, jeśli tak zainteresowało ją to, że to ja o tym opowiadałem. Może
miała hopla na punkcie Anglii w XIX wieku albo na punkcie sztuki lub
historii? Po raz kolejny spojrzałem w
jej oczy, przypominając sobie Eve teraz wiedziałem, dlaczego kogoś mi
przypominała. Jej oczy były identyczne i do tego tak bardzo mi ją przypominała.
Nauczycielka
kazała nam wziąć farby w dłoń. Mieliśmy inspirując się jakimiś postaciami
historycznymi bądź scenami historycznymi namalować obraz. Nie był to obraz na
jedną lekcje jak zauważyła, dlatego kazała nam się starać. Julie wzniosła oczy
ku niebu i zagryzła wargę tak, że prawie jej pobladła. Uniosłem dłoń by zapytać
się coś nauczycielki. Kobieta uśmiechnęła się myśląc pewnie, że dodam coś
jeszcze i dodałbym gdyby nie to, że chciałem po prostu o coś zapytać.
- A…
Co się stało z Evangeline po tym jak Jonathan zmarł? –spytałem. Ciekawiło mnie
to jednakże kobieta wzruszyła ramionami. Nie znała odpowiedzi na moje pytanie.
–Mógłbym ją narysować?
-
Oczywiście chodź jak mówiłam o postaciach historycznych to chodziło mi raczej o
jakieś bardziej znane. Nawet, jeśli nie istnieją jak na przykład Król Arthur
czy Robbin Hood. –powiedziała, po czym wstała od biurka i z ołówkiem w ręku
zaczęła przyglądać się pracy innym uczniom.
-
Zmarła. –powiedziała do mnie Julie. Zmarszczyłem brwi, bo przecież tak naprawdę
każdy kiedyś umrze, więc ta informacja nie odmieniła mojego życia. –Po śmierci
jej młodego kochanka wyszła za bogatego faceta, który miał kasy jak lodu i
miała dwóch synów, których nazwała Jonathan i William. Zabawne, że chodź zmarł
facet to nadal go wspominała. Mówi się też na czarnych stronach historii, że
miała syna z związku z Jonathanem. Pewnie plotki, ale czyż to nie ciekawe?
Jonathan miał 3 dzieci a te dzieci miały dzieci i tak dalej. Po czym zakończmy
to tak jego potomek wyjechał do ameryki ze swoją żoną gdzie wychował swoje
dzieci a dzieci swoje a mój ojciec mnie. To jest takie ekscytujące, kiedy na
lekcji słyszysz jak opisują twoją pra wierz mi trochę tych pra jest. Chodź tak
patrząc… To chyba nie jest. Jednakże ogólnie chodzi o to, że jestem z nią
spokrewniona. Dlatego mnie tak to ciekawi. A ciebie, dlaczego to tak ciekawi? I
dlaczego chcesz malować moją ileś tam pra babcię?
-
Nieważne –westchnąłem a dziewczyna przyłożyła mi końcówkę pędzla 12 do gardła
dodając „W ustach kobiety nieważne oznacza, że to jest zawsze ważne. Ty nie
jesteś kobietą, ale i tak gadaj!”. Krzyknęła to za głośno, bo nawet
nauczycielka zwróciła jej uwagę. Dziewczyna prychnęła i wróciła do swojej
sztalugi a ja z ołówkiem w ręku zacząłem kreślić Eve. Wpierw były to niewinne kółka,
które łączyłem kreskami. Uchwyciłem moment, kiedy brała czarno białego kota na
ręce. Był to mój prezent na 16 urodziny i pamiętałem to jakby było dziś…
-O
jejku! –pisnęła jak mała dziewczynka i wzięła małego kiciusia liczącego ledwo
dwa miesiące na ręce. Kotek był prawie cały czarny z białymi skarpetkami i
mordką oraz paroma cętkami na ogonie. Jak na typowego dachowca wyglądał uroczo,
a w rękach Evy jeszcze słodziej. Odłożyła go na ziemię i rzuciła mi się na
szyje. –Jesteś najsłodszym chłopakiem, jakiego miałam! Masz coś jeszcze dla
mnie?
- Czy
jeśli powiedziałbym, że nie to wyrzuciłabyś mnie z domu? –wyszczerzyłem się
chowając mały upominek za plecami. Dziewczyna zmarszczyła brwi. Już wiedziała,
że go mam. Rzuciła się na mnie i obejmując mnie w pasie wyciągnęła ręce by
chwycić za mój nadgarstek, a gdy go chwyciła chciała się już ucieszyć zdobyczą,
kiedy nagle w nadgarstku nic nie znalazła. Mały prezencik był na mojej głowie. Dziewczyna
była za niska, dlatego zadziałała jedyną możliwą techniką. Zaczęła dźgać mnie w
brzuch sprawiając, że pudełko spadło na ziemię a z niego wypadł złoty wisiorek
z szafirem. Dziewczyna rzuciła się na niego jak lew na swoją ofiarę, po czym
wstała, otrzepała się i wyciągnęła do końca zapakowany w pudełeczku wisiorek.
Rzuciła mi się na szyje.
-
Wiesz, że cię kocham? –powiedziała szepcząc do mojego ucha. Moja mama
chrząknęła. Zachowywaliśmy się źle i moja matka tego nie pochwalała jak i ponad
80 % tego, co robiłem.
- A
to pech słonko, bo ja nie. Zakochałem się w najpiękniejszej kobiecie na
świecie! –podszedłem do mojej mamy i otoczyłem ją ramieniem. –To moja pierwsza
miłość! Kobieta, która jeszcze żyje a przeżyła ze mną 16 lat. Mamo, gratuluję
ci, że tak długo ze mną wytrzymałaś. Czy mogę mieszkać z tobą do końca życia i
nie żenić się z tą tutaj?
- Też
mi coś. Ciesz się, że mój tatuś cię nie zabił przy pierwszym spotkaniu.
–prychnęła Eva. Po czym założyła ręce na piersiach. –Mój tato nadal trzyma broń
na chłopców i obawiam się o twoje życie, jeśli pójdziesz do niego razem ze mną
po błogosławieństwo.
- Ej,
ej. –uniosłem dłoń w geście uciszenia brunetki. –Ja ci się jeszcze moja pani
nie oświadczyłem a ty już myślisz o błogosławieństwie. Daj się wyhasać jeszcze
a nie już ze mnie niewolnika z Afryki chcesz robić. Bez urazy oczywiście moja
kochana pani.
-
Mruczuś! –wzięła kota na ręce. Mruczuś nie był dobrym kotkiem, był wielki,
puszysty i co najgorsze złośliwy i mnie z całego serca nienawidził. Tak, bez
urazy, ale był rudy. –Atakuj go!
Uskoczyłem
przed kotem lecącym prosto na moją idealną twarz. Kot wleciał w małą Cecylię
siostrę Evy, więc kot nawet nie wyciągnął pazurów a zaczął mruczeć. Uśmiechnąłem
się a dziewczyna zmarszczyła uroczo nos, po czym truchtem ruszyła do kuchni.
- Łał
–odezwała się Julie wyrywając mnie z zamyślenia. –Stwierdzam, iż masz talent.
Nigdy nie sądziłam, że go odkryjesz. Że w ogóle masz mózg. A tu proszę, jaka
zmiana! I te proporcje. Jejku zadziwiasz mnie John. Kiedyś nigdy bym nie przypuszczała,
że tak potrafisz rysować.
- Ej!
Julie! –usłyszałem głos Mikie’a. –Nawet, jeśli mu będziesz słodziła to i tak
cię nie przeleci! Chyba ma jednak trochę więcej mózgu. Jeszcze go czymś zarazisz. John! Co tam mażesz?
Pokaż, chcę się dowartościować!
Chłopak
zaczynał wpływać mi na nerwy zwracając na to uwagę, iż nadużywał w swoich
wypowiedziach sarkazmu. Wziąłem moją jak na razie naszkicowaną, Evangeline i
wstając pokazałem chłopakowi, któremu uśmiech znikł tak szybko jak się pojawił.
Poczerwieniał na twarz ze złości, po czym spojrzał na swój obraz. Gdyby mógł to
pewnie z jego, nozdrzy buchałby dym. Nic nie powiedział a wrócił do swojej
pracy. Chyba coraz to bardziej przestawał mnie lubić a ja coraz to bardziej
oddalałem się od przeszłości Johna. Nauczycielka podeszła do mnie i położyła mi
dłoń na ramieniu. Odwróciłem się by zobaczyć jej twarz z delikatnymi zmarszczkami
i blond włosami.
- W
końcu odkryłeś swój talent –uśmiechnęła się a ja podrapałem się niezręcznie po
karku. Może to, dlatego że kiedyś maniakalnie malowałem pejzaże? –Idealnie symetryczne
po za tym… Nie pamiętam momentu, w którym Eva dostaje kotka. Chyba, że jest to
zapisane w jakiejś głębszej jej historii. Musisz się porządnie interesować tą
postacią, bo żeby uchwycić takie szczegóły to nawet podczas jednego spotkania
tyle się szczegółów nie uchwyci. Teraz zabierz się za farby. Pamiętaj nie
nakładaj wszystkich na raz tylko pomaluj wpierw tło a potem całą resztę. A ty
Julie?! Mówiłam ci za duże oczy! Nie malujemy mang tylko historyczne postacie.
A co my tu mamy? Anastasia Romanow? Jak mówiłam za durze oczy a reszta jest…
Dobra.
-
Dziękuję za krytykę –powiedziała z uśmiechem, lecz jej oczy się nie uśmiechały.
Był to w 100 % nieszczery uśmiech. Kiedy kobieta poszła dalej dziewczyna
burknęła coś pod nosem i zaczęła energicznie ścierać gumką oczy swojej postaci.
Spojrzała na mnie spod przymrużonych oczu, po czym po raz drugi w ciągu tych
zajęć przyłożyła mi koniec pędzla do gardła. –Ty. To przez ciebie mnie
ochrzaniła gdyby nie twój idealny obrazek to byłoby bardzo dobrze… Znaczy…
Przepraszam. Jestem samolubna nie chciałam cię oskarżyć… Chodź tak naprawdę cię
z premedytacją oskarżyłam. Ale wybaczysz mi?
- Niby,
dlaczego miałbym… -pozostawiłem chwile ciszy. Na tyle długą, że dziewczyna
odwróciła głowę i wbiła wzrok w sztalugę. –Ci nie wybaczyć? Po prostu się zdenerwowałaś,
ponieważ poczułaś zazdrość a to znaczy, że jesteś człowiekiem a nie jakąś
pozaziemską istotą.
-
Strasznie mi głupio –zarumieniła się nie odwracając wzroku od sztalugi. Nie
miała odwagi spojrzeć mi w oczy. Nie zdziwiłem się, bo przed chwilą wierzyła,
że jej nie wybaczę tego, iż wyskoczyła na mnie z oskarżeniem. Dwoma dłońmi
przejechała swoje policzki, a z nich kark, cały czas nerwowo tupiąc nogą. –Co ty
na to… Żebyś poszedł do mnie po szkole? Mama piecze sernik a ty… Wydajesz mi
się zupełnie inny niż wtedy, kiedy poznałam cię po raz pierwszy. Chyba, że masz
już coś zaplanowane… Nie nalegam oczywiście. Ale jeśli chcesz… Razem kończymy
lekcję, więc od razu po nich pojechałbyś z mną i moją mamą do mojego domu.
Nic
nie odpowiedziałem. Kiedyś taką propozycję też usłyszałem tyle, że wtedy koło
pięknej damulki stała mało urodziwa przyzwoitka, która piorunowała mnie
wzrokiem. Teraz nie było nikogo. Dziwny
ten świat stwierdziłem w myślach jak
żaden inny.
Koniec
rozdziału drugiego. Dziś cofaliśmy się w przeszłość i to dosłownie, lecz
pytanie do was. Czy nasz kochany Johnathan ma pójść po szkole do Julie czy też
jednak jakoś się wymigać? Pamiętajmy, że każdy nasz wybór ponosi konsekwencje
mniejsze lub większe, które mogą wpłynąć na dalsze losy.
Komentujcie
i obserwujcie.
Córka
Zeusa.
P.S. Dziękuję za wszystkie te komentarze! Jesteście kochani ^-^