poniedziałek, 23 lutego 2015

Rozdział II -Dawna Miłość.

Wasz wybór padł na Julie. Więc pamiętajcie że wasz wybór w przyszłości będzie miał konsekwencje gdyż Julie jest zadowolona a Mike to sobie zapamięta.

- Idę z Julie –odpowiedziałem a chłopak wytrzeszczył na mnie oczy. Jednakże wzruszył ramionami i odwrócił się idąc sam w stronę klasy. Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie i zaczęła nerwowo przygryzać wargę. Zmarszczyłem brwi. –Tak, więc Panno Julie byłabyś tak miła i poszła ze mną na zajęcia artystyczne? Po za tym nie za bardzo wiem gdzie jest klasa i twoja pomoc byłaby w tej sytuacji przydatna.
- Oczywiście –uśmiechnęła się i szybkim truchtem zaczęła iść przed siebie nawet nie zważając na to, że nie mogłem ją dogonić. Nagle stanęła i odwróciła się do mnie. Jej piwne oczy patrzyły na mnie ze zdziwieniem. Przewróciła oczami i lewą dłonią wskazała na drzwi klasy numer, 23 do której wchodziły dwie dziewczyny śmiejąc się.
Wszedłem do klasy. Była ogromna pełna sztalug mojego wzrostu a przy każdej było krzesło. Każda sztaluga była odwrócona tak by zaglądając zza niej można było zobaczyć biurko nauczycielki oraz telewizor i tablicę. Na tablicy było napisane „Dzieje artystów mało znanych”. Usiadłem przy wolnej sztaludze z tyłu a Julie tuż obok mnie. Pomału zaczęła się zbierać cała klasa a kiedy zabrzmiał dzwonek. Nauczycielka wstała i włączyła rzutnik, z którego obraz opadł na białą tablicę. Moim oczom ukazała dziewczyna o oczach głębokich, piwnych i włosach upiętych w idealny kok. Patrzyła prosto na nas a ja już wiedziałem już od pierwszej chwili, kim jest owa panna i kto ją na malował. Na chwile straciłem dech w piersiach przypominając sobie o mojej uroczej Evangeline. Stała przed mną na wyciągnięcie ręki. Znałem artystę, który ją namalował. Była to typowa amatorszczyzna, bo była to moja amatorszczyzna. Nikt nie mógłby wychwycić piękna Evy. Ubrana w idealnie dopasowaną suknię z błękitnego materiału o nieznanej mi nazwie, z niskim dekoltem i krótkimi rękawkami, ale za to z ciemniejszymi od sukni rękawiczkami do łokcia. Ledwie widzialnie otworzone usta i ten rozkojarzony wzrok. Do tego te wiecznie zaróżowione policzki, lecz nie czerwone, lecz różowe a nawet jeszcze bledsze jednakże ja wiedziałem, kiedy się rumieniła. Nauczycielka wstała i kijkiem wskazała na obraz.
- Czy ktoś mógłby mi powiedzieć, kogo to jest obraz? Jak się nazywa? I z którego jest wieku? –miała głos niecierpiący sprzeciwu a widząc, że nikt nie rwie się do odpowiedzi syknęła pod nosem. Wstałem nie pewnie, a wiele wzroków skupiło się na mnie. –Tak panie Ronan? Mam nadzieje, że to będzie odpowiedź na tyle wystarczająca bym mogła dać ci chodź czwórkę.
- Obraz przedstawia Evangeline Smith, lecz ten obraz jest podpisany, jako „Lazurowa panna” autorstwa mo… Jonathana Williama Greena, młodego Londyńczyka żyjącego w drugiej połowie XIX wieku. Namalował go niecały miesiąc przed tym jak wpadł pod powóz konny. Biedny chłopak –powiedziałem. Byłem tak blisko od powiedzenia, iż obraz jest mój. Ale on jest mój! Był twój! Skarciłem się w myślach. Masz na imię John nie Jonathan. Zapamiętaj!
- Bardzo dobrze jak na pana panie Ronan. –kobieta uśmiechnęła się, po czym otworzyła dziennik. –Dziwię się, ale chyba będę musiała panu wpisać piątkę. Chodź jakbyś John podał dokładny rok namalowania i technika to nawet i bym może szóstkę wstawiła…
- 1967 rok 4 września. Namalowany został akrylem jednakże jak widać w niektórych miejscach dał za dużo wody, przez co zrobiły się plamki, lecz nie na tyle duże by można było je dostrzec na zdjęciu. Za pewne to też przez to, że trochę czasu minęło. –powiedziałem. Nadal patrzyłam w piękne oczy Evangeline. Przygryzłem wargę przypominając sobie smak jej ust oraz obietnicę, którą jej składałem a której nie dotrzymałem. Nauczycielka poprosiła mnie o zajęcie miejsca a sama wpisała mi celujący.
- Nieźle –skwitowała Julie. Oczy jej zaiskrzyły. Musiała się prawdopodobnie tym interesować, jeśli tak zainteresowało ją to, że to ja o tym opowiadałem. Może miała hopla na punkcie Anglii w XIX wieku albo na punkcie sztuki lub historii?  Po raz kolejny spojrzałem w jej oczy, przypominając sobie Eve teraz wiedziałem, dlaczego kogoś mi przypominała. Jej oczy były identyczne i do tego tak bardzo mi ją przypominała.
Nauczycielka kazała nam wziąć farby w dłoń. Mieliśmy inspirując się jakimiś postaciami historycznymi bądź scenami historycznymi namalować obraz. Nie był to obraz na jedną lekcje jak zauważyła, dlatego kazała nam się starać. Julie wzniosła oczy ku niebu i zagryzła wargę tak, że prawie jej pobladła. Uniosłem dłoń by zapytać się coś nauczycielki. Kobieta uśmiechnęła się myśląc pewnie, że dodam coś jeszcze i dodałbym gdyby nie to, że chciałem po prostu o coś zapytać.
- A… Co się stało z Evangeline po tym jak Jonathan zmarł? –spytałem. Ciekawiło mnie to jednakże kobieta wzruszyła ramionami. Nie znała odpowiedzi na moje pytanie. –Mógłbym ją narysować?
- Oczywiście chodź jak mówiłam o postaciach historycznych to chodziło mi raczej o jakieś bardziej znane. Nawet, jeśli nie istnieją jak na przykład Król Arthur czy Robbin Hood. –powiedziała, po czym wstała od biurka i z ołówkiem w ręku zaczęła przyglądać się pracy innym uczniom.
- Zmarła. –powiedziała do mnie Julie. Zmarszczyłem brwi, bo przecież tak naprawdę każdy kiedyś umrze, więc ta informacja nie odmieniła mojego życia. –Po śmierci jej młodego kochanka wyszła za bogatego faceta, który miał kasy jak lodu i miała dwóch synów, których nazwała Jonathan i William. Zabawne, że chodź zmarł facet to nadal go wspominała. Mówi się też na czarnych stronach historii, że miała syna z związku z Jonathanem. Pewnie plotki, ale czyż to nie ciekawe? Jonathan miał 3 dzieci a te dzieci miały dzieci i tak dalej. Po czym zakończmy to tak jego potomek wyjechał do ameryki ze swoją żoną gdzie wychował swoje dzieci a dzieci swoje a mój ojciec mnie. To jest takie ekscytujące, kiedy na lekcji słyszysz jak opisują twoją pra wierz mi trochę tych pra jest. Chodź tak patrząc… To chyba nie jest. Jednakże ogólnie chodzi o to, że jestem z nią spokrewniona. Dlatego mnie tak to ciekawi. A ciebie, dlaczego to tak ciekawi? I dlaczego chcesz malować moją ileś tam pra babcię?
- Nieważne –westchnąłem a dziewczyna przyłożyła mi końcówkę pędzla 12 do gardła dodając „W ustach kobiety nieważne oznacza, że to jest zawsze ważne. Ty nie jesteś kobietą, ale i tak gadaj!”. Krzyknęła to za głośno, bo nawet nauczycielka zwróciła jej uwagę. Dziewczyna prychnęła i wróciła do swojej sztalugi a ja z ołówkiem w ręku zacząłem kreślić Eve. Wpierw były to niewinne kółka, które łączyłem kreskami. Uchwyciłem moment, kiedy brała czarno białego kota na ręce. Był to mój prezent na 16 urodziny i pamiętałem to jakby było dziś…

-O jejku! –pisnęła jak mała dziewczynka i wzięła małego kiciusia liczącego ledwo dwa miesiące na ręce. Kotek był prawie cały czarny z białymi skarpetkami i mordką oraz paroma cętkami na ogonie. Jak na typowego dachowca wyglądał uroczo, a w rękach Evy jeszcze słodziej. Odłożyła go na ziemię i rzuciła mi się na szyje. –Jesteś najsłodszym chłopakiem, jakiego miałam! Masz coś jeszcze dla mnie?
- Czy jeśli powiedziałbym, że nie to wyrzuciłabyś mnie z domu? –wyszczerzyłem się chowając mały upominek za plecami. Dziewczyna zmarszczyła brwi. Już wiedziała, że go mam. Rzuciła się na mnie i obejmując mnie w pasie wyciągnęła ręce by chwycić za mój nadgarstek, a gdy go chwyciła chciała się już ucieszyć zdobyczą, kiedy nagle w nadgarstku nic nie znalazła. Mały prezencik był na mojej głowie. Dziewczyna była za niska, dlatego zadziałała jedyną możliwą techniką. Zaczęła dźgać mnie w brzuch sprawiając, że pudełko spadło na ziemię a z niego wypadł złoty wisiorek z szafirem. Dziewczyna rzuciła się na niego jak lew na swoją ofiarę, po czym wstała, otrzepała się i wyciągnęła do końca zapakowany w pudełeczku wisiorek. Rzuciła mi się na szyje.
- Wiesz, że cię kocham? –powiedziała szepcząc do mojego ucha. Moja mama chrząknęła. Zachowywaliśmy się źle i moja matka tego nie pochwalała jak i ponad 80 % tego, co robiłem.
- A to pech słonko, bo ja nie. Zakochałem się w najpiękniejszej kobiecie na świecie! –podszedłem do mojej mamy i otoczyłem ją ramieniem. –To moja pierwsza miłość! Kobieta, która jeszcze żyje a przeżyła ze mną 16 lat. Mamo, gratuluję ci, że tak długo ze mną wytrzymałaś. Czy mogę mieszkać z tobą do końca życia i nie żenić się z tą tutaj?
- Też mi coś. Ciesz się, że mój tatuś cię nie zabił przy pierwszym spotkaniu. –prychnęła Eva. Po czym założyła ręce na piersiach. –Mój tato nadal trzyma broń na chłopców i obawiam się o twoje życie, jeśli pójdziesz do niego razem ze mną po błogosławieństwo.
- Ej, ej. –uniosłem dłoń w geście uciszenia brunetki. –Ja ci się jeszcze moja pani nie oświadczyłem a ty już myślisz o błogosławieństwie. Daj się wyhasać jeszcze a nie już ze mnie niewolnika z Afryki chcesz robić. Bez urazy oczywiście moja kochana pani.
- Mruczuś! –wzięła kota na ręce. Mruczuś nie był dobrym kotkiem, był wielki, puszysty i co najgorsze złośliwy i mnie z całego serca nienawidził. Tak, bez urazy, ale był rudy. –Atakuj go!
Uskoczyłem przed kotem lecącym prosto na moją idealną twarz. Kot wleciał w małą Cecylię siostrę Evy, więc kot nawet nie wyciągnął pazurów a zaczął mruczeć. Uśmiechnąłem się a dziewczyna zmarszczyła uroczo nos, po czym truchtem ruszyła do kuchni.

- Łał –odezwała się Julie wyrywając mnie z zamyślenia. –Stwierdzam, iż masz talent. Nigdy nie sądziłam, że go odkryjesz. Że w ogóle masz mózg. A tu proszę, jaka zmiana! I te proporcje. Jejku zadziwiasz mnie John. Kiedyś nigdy bym nie przypuszczała, że tak potrafisz rysować.
- Ej! Julie! –usłyszałem głos Mikie’a. –Nawet, jeśli mu będziesz słodziła to i tak cię nie przeleci! Chyba ma jednak trochę więcej mózgu.  Jeszcze go czymś zarazisz. John! Co tam mażesz? Pokaż, chcę się dowartościować!
Chłopak zaczynał wpływać mi na nerwy zwracając na to uwagę, iż nadużywał w swoich wypowiedziach sarkazmu. Wziąłem moją jak na razie naszkicowaną, Evangeline i wstając pokazałem chłopakowi, któremu uśmiech znikł tak szybko jak się pojawił. Poczerwieniał na twarz ze złości, po czym spojrzał na swój obraz. Gdyby mógł to pewnie z jego, nozdrzy buchałby dym. Nic nie powiedział a wrócił do swojej pracy. Chyba coraz to bardziej przestawał mnie lubić a ja coraz to bardziej oddalałem się od przeszłości Johna. Nauczycielka podeszła do mnie i położyła mi dłoń na ramieniu. Odwróciłem się by zobaczyć jej twarz z delikatnymi zmarszczkami i blond włosami.
- W końcu odkryłeś swój talent –uśmiechnęła się a ja podrapałem się niezręcznie po karku. Może to, dlatego że kiedyś maniakalnie malowałem pejzaże? –Idealnie symetryczne po za tym… Nie pamiętam momentu, w którym Eva dostaje kotka. Chyba, że jest to zapisane w jakiejś głębszej jej historii. Musisz się porządnie interesować tą postacią, bo żeby uchwycić takie szczegóły to nawet podczas jednego spotkania tyle się szczegółów nie uchwyci. Teraz zabierz się za farby. Pamiętaj nie nakładaj wszystkich na raz tylko pomaluj wpierw tło a potem całą resztę. A ty Julie?! Mówiłam ci za duże oczy! Nie malujemy mang tylko historyczne postacie. A co my tu mamy? Anastasia Romanow? Jak mówiłam za durze oczy a reszta jest… Dobra.
- Dziękuję za krytykę –powiedziała z uśmiechem, lecz jej oczy się nie uśmiechały. Był to w 100 % nieszczery uśmiech. Kiedy kobieta poszła dalej dziewczyna burknęła coś pod nosem i zaczęła energicznie ścierać gumką oczy swojej postaci. Spojrzała na mnie spod przymrużonych oczu, po czym po raz drugi w ciągu tych zajęć przyłożyła mi koniec pędzla do gardła. –Ty. To przez ciebie mnie ochrzaniła gdyby nie twój idealny obrazek to byłoby bardzo dobrze… Znaczy… Przepraszam. Jestem samolubna nie chciałam cię oskarżyć… Chodź tak naprawdę cię z premedytacją oskarżyłam. Ale wybaczysz mi?
- Niby, dlaczego miałbym… -pozostawiłem chwile ciszy. Na tyle długą, że dziewczyna odwróciła głowę i wbiła wzrok w sztalugę. –Ci nie wybaczyć? Po prostu się zdenerwowałaś, ponieważ poczułaś zazdrość a to znaczy, że jesteś człowiekiem a nie jakąś pozaziemską istotą.
- Strasznie mi głupio –zarumieniła się nie odwracając wzroku od sztalugi. Nie miała odwagi spojrzeć mi w oczy. Nie zdziwiłem się, bo przed chwilą wierzyła, że jej nie wybaczę tego, iż wyskoczyła na mnie z oskarżeniem. Dwoma dłońmi przejechała swoje policzki, a z nich kark, cały czas nerwowo tupiąc nogą. –Co ty na to… Żebyś poszedł do mnie po szkole? Mama piecze sernik a ty… Wydajesz mi się zupełnie inny niż wtedy, kiedy poznałam cię po raz pierwszy. Chyba, że masz już coś zaplanowane… Nie nalegam oczywiście. Ale jeśli chcesz… Razem kończymy lekcję, więc od razu po nich pojechałbyś z mną i moją mamą do mojego domu.
Nic nie odpowiedziałem. Kiedyś taką propozycję też usłyszałem tyle, że wtedy koło pięknej damulki stała mało urodziwa przyzwoitka, która piorunowała mnie wzrokiem. Teraz nie było nikogo. Dziwny ten świat stwierdziłem w myślach jak żaden inny.

Koniec rozdziału drugiego. Dziś cofaliśmy się w przeszłość i to dosłownie, lecz pytanie do was. Czy nasz kochany Johnathan ma pójść po szkole do Julie czy też jednak jakoś się wymigać? Pamiętajmy, że każdy nasz wybór ponosi konsekwencje mniejsze lub większe, które mogą wpłynąć na dalsze losy.
Komentujcie i obserwujcie.

Córka Zeusa.
P.S. Dziękuję za wszystkie te komentarze! Jesteście kochani ^-^

7 komentarzy:

  1. Pieeeeerwsza!!! Jej! A więc; po pierwsze, mam nadzieję, że się nie gniewasz, ale pożyczyłam twój pomysł i co parę rozdziałów będę stawiać pytania do czytelników (jak nie będę suę mogła zdrcydować, co się czasem u mnie objawia) :))) Po drugie; masz talent! Naprawdę zazdro! Gdzieś tam pojawiło się powtórzenie czy zabrakło przecinka, ale pozatym wszystko super-hiper ;) Po trzecie; jest już u mnie nowy rozdział, a właściwie przedostatnia część rozdziału! xD No, cóż... Co do Johna(tana) to idzie do Dżuli! Będą się kochać (bez skojarzeń, proszę!) i zostaną ze sobą do końca swoich dni, a on ją namaluje (to nic, że są spokrewnieni), zrobi bachora (oni będą nieświadomi) i oświadczy się, ona się zgodzi i on pójdzie się napić, a jak będzie wracał to przejedzie go auto i za wiek znowu wróci jako kto inny i histora się powtórzy!!! Bam Bam Bam!!!!! Koniec! Żegnam i całuję!
    Allie, All, A., czy jak tam chcesz skrócać, czyli poprosu; Allys ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Walczę z Dysleksją xD A po za tym twój pomysł na zakończenie jest świetny! Jak to powiedział jeden z moich ulubionych pisarzy "Nie mówię że wszyscy muszą umrzeć. Ale muszą" i ogólnie mam plan na te nie happy zakończenia :3 [Pesymistka pełną gębą XD] I sama zaraz idę zabrać się za czytanie twojego rozdziału :)
      Jeszcze raz dziękuję ^^

      Usuń
  2. Niech idzie do Julie xD wgl super rozdzial tak lekko sie czytalo c: kiedy mozemy spodziewac sie nastepnego? C:

    OdpowiedzUsuń
  3. hej, cudowne opowiadanie nie moge sie doczekac kolejnego rozdzialu. czyta sie to bardzo przyjemnie zycze duzo weny! :)
    zapraszam do siebie : http://love---is---indestructible.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Na początek chciałam powiedzieć, że mam mega mało czasu, więc komentarz będzie krótki. Zacznę od pytań na końcach rozdziału - myślę, że nie jest to najlepszy pomysł. W końcu to twoja historia. Nawet jeśli nie możesz się zdecydować - zrób wyliczankę, czy zapytaj się kogoś w swoim otoczeniu, ale nie wiem, czy pytanie czytelników to najlepszy pomysł. Trochę traci to wtedy swój charakter opowiadania i tworzy taki twór większości. Mimo to, jest to coś nowego i oryginalnego, choć (według mnie) nie do końca trafionego. Co do treści - był ok. Popełniasz bardzo dużo błędów, ale napisałaś, że walczysz z dysleksją, więc będę wyrozumiała.
    Czekam na następny i pozostawiłam komentarz pod każdym wpisem,
    Chocolate

    OdpowiedzUsuń
  5. Ej! Mordko! Zgubiłaś się w internetach, czy co? Jutro jest dzień kobiet- więc życzę sobie rozdziału, kochana! U mnie są bonusiki i zaczynam pisać rozdział...
    Czekam, kochana <3
    ~Allys

    OdpowiedzUsuń
  6. Twój blog został nominowany do LA więcej informacji tutaj ----- > http://moje-nominacje-wiktoria-bugno.blogspot.com/p/liebster-award-12.html

    OdpowiedzUsuń