niedziela, 8 lutego 2015

Rozdział I -Nowe życie

Drżałem od nieprzyjemnego chłodu ogarniającego całe moje ciało. Mrugałem oczyma patrząc w górę. Może to był sufit? Czułem się jak uwięziony w jakimś opakowaniu, grobie, z którego nie wyjdę już nigdy. Delikatnie zaciskałem i rozluźniałem dłoń przyzwyczajając się do tego, że żyje. Kopnąłem jedną nogą w ścianę z nieznanego mi tworzywa. Usłyszałem pisk, kobiecy pisk oraz drobne kroczki, które stawiała biegnąc gdzieś w nieznane. Wyciągali mnie jak szufladę z komody Patrzyłem na to wszystko jak małe dziecko, które dopiero, co na świat przyszło. Mrugając od jasnego białego światła i marszcząc nos gdyż niczego nie rozumiałem. Kim jest ten mężczyzna postawnej postury, który klęczy nad mną i świeci mi czymś w oczy? Uniosłem dłoń, drżącą od drobnego wysiłku by zabrać mu to coś jednak dłoń opadła w połowie drogi. Czyżbym był w kostnicy i właściwie to ciało tylko czekało żeby za chwile zostać stąd zabrane i zakopane pod ziemią w trumnie by spocząć tam na wieki? Czyży ta osoba, ten mężczyzna był tylko lekarzem, który z niedowierzaniem patrzył na żywego trupa? Uśmiechnąłem się a mężczyzna pobladł i prawie przytomność stracił.
- To jak doktorze? Dostanę jakieś ciepłe ubrania czy nadal się tak będzie pan na mnie patrzył jakby pan duszę zmarłego zobaczył? –powiedziałem z deczka ochrypłym głosem. Mężczyzna otrząsnął się i powiedział coś do pielęgniarki. Była drobną brunetką w kręconych włosach o szafirowych oczach. Pobiegła od razu. Możliwe, że to była ta sama kobieta, która mnie usłyszała. Doktor miał na sobie biały kilt a przez szyję przewieszony stetoskop. Włosy rozczochrane ciemne a oczy zielone.
- No to koleżko witamy w śród żywych. –powiedział otrząsając się już z tego, że trup do niego przemówił. „Koleżko?” zdziwiłem się za moich czasów pamiętam, że tak tylko mówiły małe dzieci i nie spodziewałbym się nigdy, że takie słowa padną z ust wykształconego mężczyzny. –Pamiętasz jak masz na imię? Wiesz gdzie jesteśmy? Jak jest po drugiej stronie?
- Nazywam się Jonathan William Green. Syn Williama III Greena i Christiny Gertrudy Green. –powiedziałem pewny siebie. Pamiętam, że tak się nazywam a przynajmniej tak się nazywałem. Nie pamiętam jak się nazywał chłopak, z którym się wymieniłem… Chyba podobnie. –Jesteśmy w szpitalu i proszę, aby pan wreszcie to ustrojstwo zabrał albo schował.
- Tle, że… Ty masz na imię John Ronan.  –powiedział spokojnie, po czym nagle sprawił, że to, co miał w ręce przestało się świecić. Może oprócz tego, że był uczony to może i był magikiem? Widząc mój wzrok podał mi to coś, co było w wielkości pióra, lecz z pewności w przekroju było większe. –To jest latarka mój drogi przyjacielu. Latarka, z niej po naciśnięciu tego przycisku pojawia się światło. Ogarniasz koleżko? Jak tak to spróbujemy się podnieść. Zgoda?
Mężczyzna podał mi silną umięśnioną dłoń a ja od razu chwyciłem ją i podniosłem się. Trochę się chwiałem, lecz z radością jak małe dziecko poruszałem palcami i patrzyłem na nie z zachwytem. Dopiero po chwili zauważyłem, że jedyne, co miałem na sobie to koszula nocna. Taka, jaką to noszą panny i panie. Do kostnicy wpadli ludzie z krzesłem na kółkach, po czym kazali mi na nie usiąść. Wyjechaliśmy z pomieszczenia a mnie razić zaczęło te bardzo jasne światło, przez które oczy przymrużałem a i tak światło za jasne było. Jakby na suficie zamontowali słońce. Z tego, co gdzieś kiedyś słyszałem, kiedy pewna dziewczyna pomagała mi znaleźć miejsce mojego pochówku to chyba była lampa a w środku żarówka. Lecz czarną magią było jej zastosowanie, lecz przyznam szczerze, że zabawne było, kiedy nagle światło gasło z mojej przyczyny a osoba zamieszkująca dany lokal wybiegła krzycząc „duchy!”. Mężczyzna wprowadził mnie na holl obłożony kafelkami. Na krześle siedziała para ludzi w kwiecie wieku chodź na twarzy mężczyzny, pojawiały się drobne zmarszczki a kobieta wyglądała nawet i na trochę starszą od mężczyzny. Kiedy spojrzała na mnie to jakby odmłodniała i szturchać zaczęła mężczyznę koło niej siedzącego. Wstała z krzesła i przytulać mnie zaczęła, bo byłem dla nich zmarły a żyję. Dotknęła gładką dłonią mojego policzka i łkać ze szczęścia zaczęła. W końcu i mężczyzna wstał i dotknął mosiężną dłonią mojego ramienia.
- John –wybuchła płaczem kobieta i rzuciła mnie się na szyje. Pachniała różami a przynajmniej tak pachniały jej włosy o kolorze orzechu. Otoczyłem ją ramieniem. Czyli miałem na imię John.
- Może pani nie poznawać –odezwał się lekarz, którego głos stał się chłodny, ale wyrozumiały. Mówił tak ażeby… mojej mamy nie urazić. By płakać jeszcze bardziej nie chciała. –Mówi jakby nie z tego wieku był. Twierdzi, że ma na imię Jonathan. Zapewne nawet nie wie, kim pani jest. Wiesz, kim ona jest Jonathanie? Jeśli nie to zaprzecz, jeśli wiesz to powiedz. Myślę jednak, że na skutek wypadku po prostu stracił pamięć. Myślę, że terapia u psychologa byłaby dla niego najlepsza.
- Jesteś moją mamą. Nie pamiętam twojego imienia, ale wiem, że nią jesteś. –powiedziałem a kobieta zaniosła się jeszcze większym szlochem. Może powiedziałem coś nie tak? –A ty jesteś moim ojcem. Wiem, że jestem w szpitalu i jest rok 2013. Tyle chyba powinienem wiedzieć. Czyż nie?
- Tak synku. Tyle powinieneś wiedzieć jak po tak strasznym wypadku. –powiedziała, po czym rozluźniła uścisk i spojrzała mi w twarz. Oczy zaczerwienione a policzki szkarłatne od łez. –Jeszcze będziesz normalnym chłopcem. I nikt nie będzie twierdził, że jest inaczej. Będziemy żyć jak normalna rodzina. Nie będziesz chodziła żadne terapie sami ci wszystko przypomnimy.
Lekarz machnął na nich ręką zapewne gdyby mógł wolałby mnie umieścić w psychiatryku, jako ten, który powstał z martwych.  Wózkiem zaprowadzili mnie do sali, po czym z czarnego plecaczka wyciągnęli ciuchy. Zadziwiały mnie te czasy coraz to bardziej. Żadnej, ale to żadnej elegancji nie tak jak za moich czasów. Czarne spodnie i tak zwany „T-shirt”, który był często noszony przez mojego towarzysza z Barcelony Leonarda w latach 80 XX wieku a także bielizna oraz czarne skarpetki i czarne wysokie buty, które okazały się być bardzo ciężkie a po za tym żeby nie zasznurować będę musiał chyba spędzić pół godziny. Na półce przy łóżku. Leżało coś, czego nie do końca mogłem zidentyfikować. Zaczął się z niego wydobywać dźwięk, który mnie przestraszył.
- Ojejku! Diana dzwoni. –powiedziała mama i wzięła to coś. –Twoja siostra się niecierpliwi. Będziemy musieli jej przekazać tą radosną nowinę! Tak, więc my wychodzimy. Jak się przebierzesz to powiedz. Dobrze skarbie?
***

- Och Sue! –powiedziałem i spojrzałem na nią opierając się krzesłem o ścianę. Minęło trochę czasu odkąd powróciłem do żywych. Mama prychnęła poprawiając mnie, iż mam się do niej zwracać „mamo”. Odkąd poznałem jej imię tak ciągle się do niej zwracam gdyż nadal ciężko mi zrozumieć, że ta kobieta to teraz moja matka. –Ja nie mogę pójść do szkoły. To nie jest dla mnie dobre. Pani… Znaczy mama wie ja wiem nie mogę pójść za rok?
- Już i tak dość długo odwlekałam. Gdyby nie to, że przez pierwszy tydzień reagowałeś na wszystko jak gdyby było z kosmosu. To bym cię od razu John do szkoły wysłała! –krzyknęła a Diana jedząca płatki zbożowe przy śniadaniu zaśmiała się. Nigdy nie miałem rodzeństwa, ale chciałem mieć a teraz rozumiem, że jednak to nie jest takie dobre jak mnie się wydaje. –Nie śmiej się z brata!
- Och jejku! –prychnęła i wbiła wzrok w płatki. Jadła niekulturalnie ochlapując wszystko, dookoła kiedy jadła oraz co najgorsze… Mlaskała. Jak taka ładna panna mogła się tak zachowywać? Za moich czasów to było karygodne i jakby się tak zachowała to by jeść ze służbą musiała. Miała ciemne oczy, ale za to jasne włosy, które gdy stała sięgały jej do pasa. –Jak dla mnie nie mam już brata. Wiesz jak on się zachowuje? Widziałaś go jak reagował na telewizor? Albo na tablet? A jak pokazałam mu, że ma konto, na Facebook’u? To nie było normalne zachowanie. Nie będę się za niego wstydzić! Przecież on i jego zachowanie siarę do końca szkoły mi narobią. Dlaczego miał ten durny wypadek. Przedtem był sławny na całą szkołę i każda go uwielbiała. A teraz? Może i ładny, ale coś się w nim zmieniło. Teraz już nie będzie gwiazdką nie taki, jaki jest.
Kobieta nie odpowiedziała. Ścisnęła w dłoniach talerz tak mocno, że aż jej knykcie pobielały. W końcu wsadziła go do zlewu. Pomału rozumiałem, co jest, czym i jak się to obsługuje. Na przykład ruchome ludziki w płaskim telewizorze, które uwielbiałem i z zainteresowaniem pochłaniałem programy historyczne śmiejąc się z niektórych rzeczy. Ojciec Bill wolał kanały sportowe, które też mnie zainteresowały chodź nie tak bardzo jak kanały historyczne czy też bajki. To zabawne, że pamiętam bajki czytane przez moją mamę, kiedy byłem mały i ledwo dosięgałem stołu kuchennego, przy którym gotowała nasza służąca Irena. Były tam obrazki, ale one się nie ruszały oraz nic nie mówiły. Zadziwiły mnie osobiście filmy, były takie dziwne.
- Zjadłeś już? –spytała Sue. Stojąc nagle nad mną i patrząc w moją miskę do połowy pełną lub pustą, jak kto woli. Zacmokała, co robiła często, kiedy sam się zamyślałem a moje jedzenie nagle robiło się chłodne. Zabrała mi miskę z przed nosa twierdząc, iż na pewno więcej nie zjem. –Diano, jeśli już zjadłaś to idź po plecak i wsiadaj do samochodu. Wiesz gdzie są klucze. Tylko poczekaj na brata!
- Nie, odjadę sama, bo jestem tak nieodpowiedzialną i wredną siostrą! –przesadzała z sarkazmem. Wstała od stołu i wielce obrażona wyszła z kuchni. Nie rozumiałem kobiet w tym wieku a szczególności Diany, która jak pierwszy raz mnie ujrzała zareagowała tak samo jak matka, ale już po tym jak zacząłem z ciekawością przyglądać się każdemu przedmiotu elektronicznemu marszczyła nos i zazwyczaj uważać zaczęła mnie za ciemną masę nie zwracając na to uwagi, że po wypadku mogłem stracić pamięć. Jakoś nie miałem zamiaru zdradzać im prawdy. Przecież mogli wziąć mnie za wariata i odesłać gdzieś do psychiatryka czy też wezwaliby egzorcystę.  Wstałem od stołu i wziąłem plecak z książkami oraz innymi przyborami szkolnymi. Z kuchni przeszedłem od razu do wąskiego na półtora metra korytarza a z niego dosyć małymi dębowymi drzwiami do garażu. Diana już siedziała na miejscu kierowcy. Samochód był czarnym woldzwagenem dla pięciu osób. Usiadłem na miejscu koło kierowcy. Drzwi garażu zaczęły się otwierać automatycznie, kiedy dziewczyna odpaliła samochód. Wyjechaliśmy z garażu a Diana trzymając jedną dłoń za kierownice włączyła radio. Z niego popłynęła najokropniejsza moim zdaniem piosenka a w szczególności, jeśli się ją przetłumaczy. Jak można śpiewać piosenkę o tyłkach, cyckach i innych takich tam? Za moich czasów to chodziło się do opery i słuchało się najpiękniejszej muzyki na świecie i do tego mądrej przekazującą jakąś historię.
- Zapamiętaj młody. W szkole się nie znamy. Znaczy… Nie podchodzisz do mnie. –warknęła nadal patrząc przed siebie. –Najlepiej jak twoja banda cię zaczepi powiedz, że wypadek uszkodził ci mózg i straciłeś wiele wspomnień. Możesz też zacząć życie od początku. Bo no cóż byłeś dupkiem.
Ciągle naużywanie języka potocznego i slangu irytowało mnie. Czemu ludzie tak ranią tak piękny język? Jednakże zrozumiałem, że tamten właściciel ciała nie zachowywał się na miejscu, ale miał swoją grupę ludzi. Tak jak ja, czyli tyle się nie zmieniło. Lecz, do czego mnie to doprowadziło? Upity wpadłem pod powóz dzięki moim znajomym. Może jednak powinienem zacząć życie od początku a nie dokańczać to, co zaczął John. Dziewczyna zatrzymała się pod placówką szkolną i podała mi mapę szkoły tłumacząc wszystko najkrócej i najdokładniej jak tylko mogła. Dała też mi plan lekcji i rozkazała wysiąść. Wysiadłem tak jak mi kazała i chodź byłem od niej o ten wiek starszy to jednak te ciało było od niej o rok młodsze. Ruszyłem przed siebie i spojrzałem na plan. Pierwszą lekcją okazały się być zajęcia artystyczne w klasie numer 34 na pierwszym piętrze w lewym skrzydle. Po za tym musiałem jeszcze dojść do mojej szafki a telefon, którego nadal zbytnio nie rozumiem wskazywał, iż do dzwonka pozostało mi pół godziny. Ruszyłem przed siebie, a ludzie jakby zobaczyli trupa spoglądali na mnie z mniej lub bardziej zdziwionymi wzrokami. Dziewczyny rumieniły się, kiedy chodź na ułamek sekundy spojrzałem na nie. Doszedłem do swojej szafki. Wyciągnąłem małą karteczkę z kodem do kłódki a po otworzeniu przeraziłem się. Nie sądziłem, że John mógł być aż takim bałaganiarzem albo, że ogólnie ktokolwiek mógłby być. Jakieś kartki zaczęły odpadać ze zdjęciami super bohaterów a przynajmniej tak byli podpisani. Kucnąłem by pozbierać a koło mnie kucnęła dziewczyna o krótkich blond włosach i piwnych oczach. Gdzieś już takie oczy widziałem. Dziewczyna pozbierała prawie, że za mnie wszystko, bo ja nadal próbowałem sobie przypomnieć gdzie widziałem takie oczy. Oddała mi karteczki a ja wstałem, nagle uderzając o kant drzwiczek. Zabolało, ale to była tylko i wyłącznie moja głupota.
- Iron Man, Superman… Lubisz Marvela? –uśmiechnęła się. Po chwili jednak zaczęła zagryzać brwi a jej policzki oblały się natychmiast rumieńcem. –Patrzysz na mnie jakbyśmy się nie znali…, Co za głupie stwierdzenie. Chodź… Mówili, że miałeś wypadek. Jestem Julie. Chodzimy do tej samej klasy. Idziesz ze mną na zajęcia artystyczne czy z Mike’m. I o wilku mowa…
- Ej Ronan! –usłyszałem głos chłopaka, które jasne włosy miał ułożone na żel. Uśmiechnął się do mnie i przywołał gestem dłoni. Po chwili jednak spojrzał na Julie i zaśmiał się. –Ej stary. Chodź, bo się spóźnimy! Chyba nie powiesz mi, że zacząłeś zadawać się z niższością? Ej ty mała! On to nie twoja liga! Zapamiętaj to sobie raz a dobrze. Spójrz na tamtych nerdów siedzących przy oknie. To jest twoja liga i do nich spokojnie zarywaj. To jak John idziemy?
Stałem tak. I nie wiedziałem, co zrobić. Czy pójść za nim i liczyć się z tym, co John robił za życia czy podążać swoją drogą? Spoglądałem to na chłopaka do na dziewczynę. Przed mną był trudny wybór. I nie wiedziałem, w którą stronę pójść. Gdybym mógł to bym się rozdwoił jednakże wybór jest jeden…

Co powinien zrobić Jonathan? Iść z Mike’m i żyć tak jak John wcześniej czy też pójść z Julie i iść zupełnie inną drogą? Wybór należy do was moi mili.

14 komentarzy:

  1. Super!! Czekam na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Niech pójdzie z Julie. Chociaż jestem ciekawa jak wcześniej żył nie spodziewam się niczego miłego.
    Życzę weny !!
    Ardilla-fotoblog.blogspot.com
    artystyczny-video-blog.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdzial czekam Z niecierpliwoscia na nastepny, Serio :3
    Weny życze :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja jestem zboczeńcem więc niech idzie z Julią.

    OdpowiedzUsuń
  6. Pierwszy raz trafiam na taką tematykę i jestem mile zaskoczona - super! Pisz dalej, niech twoja dusza odda się pisaniu ;D
    Przepraszam za SPAM: http://i-beg-you-to-repair-me.blogspot.com/
    dopiero zaczynam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy bedzie rozdzial 2?
    Przepraszam jak podwajają mi sie czasem komentarze nwm dlaczego c:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już jest. Ale jeśli chodzi o to jak będę często dodawać to nie mam pojęcia ponieważ szkoła po mnie jedzie i to nie współgra z weną... ;-;

      Usuń
  8. Hej. Zostałaś nominowana do Liebster Award. Więcej informacji http://gdynastanieciemnosc.blogspot.com/2015/02/bardzo-dziekujedeathbringer-za-nominacje.html.
    Gratuluję, pozdrawiam i życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Z Julią ;) Kiedy następny rozdział? Czekam ;* Poinformujesz mnie?

    little-love-story-asm.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Z Julią ;) Kiedy następny rozdział? Czekam ;* Poinformujesz mnie?

    little-love-story-asm.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej, obiecałam, więc jestem :)
    Widzę, że nadal mamy tu narrację pierwszoosobową i to z punktu widzenia mężczyzny. Nie po wiem, że nie, ale nie jestem wielką fanką takiego sposobu opisywania wydarzeń, toteż będzie dla mnie zadaniem bycie całkiem obiektywną - postaram się jednak nie patrzeć na treść przez pryzmat narracji :)
    Zaczynając:
    Więc jednak wrócił do świata żywych. Niezła akcja z kostnicą. Z dwojga złego, dobrze, że nie w trumnie ;) Ta cała sprawa z pokazaniem życia rodzinnego, też całkiem pomysłowe przynajmniej poznajemy głównego bohatera też od innej strony. Tylko, czy nasz bohater z prologu nie zmarł w XIX wieku? Mamy tu do czynienia z opętaniem?
    Uważam, że powinien pójść z Julią :)
    Do kolejnego,
    Chocolate

    OdpowiedzUsuń
  12. Zapowiada się ciekawie. Zaraz przeczytam kolejny rozdział. Blog jest inny od wszystkich. Bardo mi się podoba. ;***
    Pozdrawiam i życzę weny
    http://siostry009.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń